Jesienne wyprawy z psem seniorem – jak przemierzać górskie szczyty ze starszym psem
Góry jesienią są najpiękniejsze. Są też wymagające, kapryśne i nieprzewidywalne. Czy zatem dobrym pomysłem jest wyprawa w góry z psem seniorem, który ma już swoje ograniczenia? Zdobywaj górskie szczyty z psem i poznaj smak górskiej przygody właśnie jesienią, gdy szlaki witają ciszą i spokojem. Dowiedz się z naszego bloga, jak się do niej przygotować.
Kiedy kończy się lato i wszyscy zabierają się z powrotem za naukę, intensywną pracę, kompletowanie jesiennej garderoby, przygotowują się do Halloween, Święta Zmarłych, a także zbliżających się wielkimi krokami Świąt Bożego Narodzenia góry wówczas pustoszeją. Zachodzi wyjątkowe zjawisko – szlaki otoczone są ciszą i niezwykłym, trudnym do opisania, a dla wielu i do zrozumienia stoickim spokojem. Ceny w schroniskach wracają do normy i przestają szokować wędrowca, a ludzie… Cóż. Ludzie są w nich tym, do czego co roku ciągnę najbardziej.
Prawdziwi wędrowcy kochający naturę i jej przedziwne kaprysy, dla których zła pogoda to tylko kolejny argument by wyprawić się na szlak i poznać jego zamglone, deszczowe oblicze. Ludzie, którzy kochają rozmowy o wszystkim i o niczym, noszą w sobie życiowe mądrości i stają się towarzyszami wieczornej biesiady i porannej, nieplanowanej wędrówki. Góry i ludzie gór mają w sobie moc przyciągania, która działa na mnie z roku na rok coraz bardziej, dlatego właśnie, gdy wszyscy inni wracają z tętniących życiem kurortów do swoich codziennych zajęć, ja niezmiennie pakuję plecak i wracam w góry. Tak, jakbym wracała do domu. W tym roku również nogi poniosły mnie długim i wyboistym szlakiem przez ukochany Dom Śląski do Odrodzenia, gdzie czas już dawno się dla mnie zatrzymał.
Nie byłoby w tej wyprawie nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w tym roku towarzyszył mi najlepszy przyjaciel – pies. Niektórzy uznają, że i to nic szczególnego, jednak to nie prawda, ponieważ mój pies to senior w pełnym tego słowa znaczeniu. Procesy starzenia nieźle dają mu się we znaki, choć i tak nieco mniej niż znanym mi jego równolatkom. Nie zmienia to jednak faktu, że mój górski towarzysz wyprawił się ze mną ze wszystkimi swoimi problemami, ograniczeniami, kaprysami i fochami, na jakie tylko go stać. Zastanawiacie się pewnie, co z tego wynikło. Otóż, wiele nauczyłam się o tym, jakie wymagania stawia opieka nad starszym psem podczas górskiej wyprawy, a wyniesione z gór doświadczenia z pewnością zachowam na kolejny rok. Bo wówczas znów pójdziemy razem w góry – ja i mój pies. Oby tylko dożył.
W góry z psem – Sudety witają z otwartymi ramionami
Dlaczego zdecydowałam się na wyprawę z psem właśnie w Sudety? Chyba z sentymentu, ponieważ to góry, które były zawsze najbliżej i zawsze, jakimś cudem, po drodze. Od pewnego czasu staram się miłością do nich zarazić syna, dlatego kierunek ten na stałe wpisał się w mój harmonogram. Oczywiście pierwotny plan był zupełnie inny – miało być w świętym spokoju, po dorosłemu i bez psa. Ale jak to zwykle bywa plany lubią ulegać zmianom i to w ostatniej chwili.
Okazało się, że mój pies na stare lata zaczął niewiarygodnie przeżywać rozłąkę i podczas próby pozostawienia go pod opieką rodziny przepłakiwał (dosłownie!) całe noce. Uznałam więc, nie mając większego wyboru, że wyprawa z psem w góry to będzie coś! W końcu zawsze wszędzie ze mną jeździł, zbierający powszechne zachwyty, bezproblemowy, względnie grzeczny. Tyle tylko, że doszło mu parę lat. Widziałam w tym utrudnienie, ale nie problem.
Organizacja wyprawy w góry z psem – pierwsze koty za płoty
Na samym początku zadbałam o odpowiednio spakowany plecak dla siebie i czworonoga, zabierając jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, które jak się okazało w przypadku starego, upartego psa alergika całkiem sporo ważą i zabrałam się za szukanie najważniejszego elementu wyprawy – górskiej przyczepki do przewożenia psa. Nie, to nie żart. Czworonożny senior z tendencjami do reumatyzmu odzywającego się zawsze w najmniej oczekiwanym momencie, który szybko się męczy, a jego krótkie łapy mają całkowite prawo się męczyć szybciej od moich musiał mieć przyczepkę.
Smycz i wygodne szelki – wiadomo, ale przyczepka dla psa do transportu to był kluczowy element planu. Bez niej nie wyobrażałam sobie 6-dniowej wyprawy bez schodzenia na niziny z psem, który lubi czasami po prostu usiąść i spojrzeć na mnie wymownie, komunikując „Basta. Nie idę dalej i już.” Dlaczego nie wybrałam plecaka do noszenia psa? Każdy, kto choć raz wędrował godzinami z zapakowanym po brzegi turystycznym plecakiem wie dlaczego. Nie miałabym jak, ani gdzie go założyć, tak aby pies był bezpieczny i abym ja zachowała równowagę na kamienistym szlaku. Padło więc na przyczepkę rowerową, z której odczepiając dyszel a przyczepiając pompowane trzecie koło otrzymałam zupełnie przyzwoity wózek dla psa w wersji niemalże sportowej.
Ze starszym psem na górskim szlaku – tu zaczyna się przygoda
Z tak szczególnym wyposażeniem, niezupełnie „górskim” i wzbudzającym powszechne zainteresowanie trafiliśmy na żółty szlak przez Strzechę Akademicką na Śnieżkę. Organizacyjnie wydawało się, że nie ma przed nami większych przeszkód. Zostawiliśmy samochód pod kamerą na parkingu pod Kopą, dogadaliśmy się z jego dozorcą na szalenie przyzwoitą opłatę za 6-dniowy postój i wyszliśmy w góry. Wiedzieliśmy, że czeka na nas nocleg w najpiękniej położonym żółtym domu, jaki istnieje w tym kraju. Pierwszy, z widokiem na Drogę Mleczną i tonącą w mroku, dającą o sobie znać jedynie zarysem moją ukochaną górę.
Dotąd spacer z psem po górskim szlaku mijał spokojnie i zaskakująco gładko. W prawdzie dość ciężko kondycyjnie dla mnie z całym tym majdanem na plecach i to stale pod górę, ale dla mojego psa nad wyraz gładko. Jakby nagle odmłodniał o przynajmniej 8 lat. W schronisku przyjęci zostaliśmy ciepło, najedliśmy się – ja moje jednogarnkowe danie i gorący napój wędrowca z oferty Domu Śląskiego, pachnący i smakujący więcej niż wyśmienicie, a mój pies swoją ulubioną pełnowartościową karmę dla alergika, którą – nie ukrywam – bez większej przyjemności dźwigałam odmierzoną porcjami na plecach. Gdy nadszedł ranek wspięliśmy się na Śnieżkę, z której podziwialiśmy w ciszy i spokoju spokoju, jak miasteczko pod naszymi łapami budzi się do życia, zeszliśmy na ciepłe śniadanie i ruszyliśmy dalej na wyprawę z psem, po zupełnie nowe doświadczenia i niezapomniane wrażenia.
Starszy pies na szlaku. Co na pewno Was zaskoczy w górach z psem seniorem
Wszystko zapowiadało się przynajmniej poprawnie, jednak cały czas miałam gdzieś z tyłu głowy głos rozsądku, że góry to jednak góry i na pewno w końcu postanowią mnie czymś zaskoczyć. Moja przyczepka dla psa w wersji górskiej od Trixie przydała się wielokrotnie na pierwszym etapie wędrówki czerwonym szlakiem od Domu Śląskiego aż nad Kocioł Wielkiego Stawy. Miejscami bywało ciężko, bo co kamienie to jednak kamienie, a przyczepka, choć po drobnym tuningu, wciąż miała swoje ograniczenia, ale ostatecznie dała radę. Pierwszy odcinek mieliśmy za sobą i to, co nas zaskoczyło to na pewno fakt, że mój mały towarzysz szedł znacznie więcej o własnych siłach niż początkowo zakładałam. Nie zmienia to jednak faktu, że wśród wszystkich akcesoriów, które z sobą miałam przyczepka była chyba najbardziej pomysłowym i funkcjonalnym (do pewnego momentu), stanowiąc wygodną formę transportu jeśli nie dla psa, to dla mojego plecaka.
Droga do Odrodzenia była długa, kręta i jak się potem okazało szczególnie wyboista. To, co okazało się podczas niej niezbędne to bukłak na wodę dla mnie i rozkładany bidon na wodę dla mojego czworonoga, który pił mniej niż mu nalewałam, ale dzięki funkcji składania z odlewaniem z powrotem do pojemnika nie straciliśmy ani jednej cennej kropli. Składana miska na karmę była dosłownie wybawieniem, ponieważ w połowie drogi oboje zgłodnieliśmy. Przycupnęliśmy więc nad Kotłem Wielkiego Stawu, aby zjeść każdy swój przydział zdrowej energii. I tak staliśmy się świadkami tego, co głos rozsądku cały czas mi podszeptywał, złośliwie chichocząc. Załamała się pogoda.
Mały pies w górach – przygotuj go na wszystko
Wyprawa z psem w góry w tym właśnie momencie weszła na kolejny stopień wtajemniczenia i zaczęła wreszcie naprawdę wymagać, ode mnie i od czworonoga. Do spodziewanego wiatru i deszczu doszło przeszywające zimno, które niedługo potem przyjęło zaskakującą formę. Tu kolejny plus dla mnie za rozsądek podczas pakowania i zabranie kurtko-plandeki przeciwwiatrowej i przeciwdeszczowej dla psa. Niewielkie rozmiary i waga żadna, a uratowała maluchowi skórę przed kompletnym przemarznięciem.
W tej jakże wspaniałej pogodzie przeszliśmy ile się dało, aż wreszcie ten z nas, kto ważył odpowiednio mało trafił na salony i część trasy pokonał w zaciszu rowerowej przyczepki „górskiej”. Gorzej miał jedynie ten, kto ją pchał. Po raz kolejny tego dnia nauczyłam się, że w górach nie ma żartów, szczególnie w październiku, gdy na szlakach w złej pogodzie nie spotkasz żywej duszy, a dotarcie do schroniska wiąże się nieustannie z przełamywaniem własnych ograniczeń. Góry uczą pokory. I w moim przypadku zrozumienia dla potrzeb psa, które w tamtym momencie postawiłam ponad własne. Miał mieć sucho, ciepło i bezpiecznie. To było najważniejsze.
Akcesoria dla psa w góry, które są Ci niezbędne
Znacie ten moment, gdy zza gęstej mgły nagle, ni stąd ni zowąd wyłania się zarys budynku? Wygląda, jakby był opuszczony i pewnie, gdyby nie wydobywał się cienki dym z komina minęłoby się go bez przystanku. Jednak to właśnie ten dym przyciąga, sprawia, że pociągamy za klamkę. A za nią jest już tylko ciepło. To najbardziej potrzebne nam i upragnione. Tak było właśnie wtedy, gdy weszliśmy do Odrodzenia.
To tam, siedząc na twardej ławce przy grzejniku, patrząc, jak za oknem deszcz przechodzi w śnieg, a wszystko wokoło pokrywa się warstwą lodu i tuląc do siebie staruszka na zmęczonych łapach podsumowałam naszą wyprawę. I doszłam do wniosku, że właściwie niczego nam nie zabrakło. Mieliśmy przyczepkę, która okazała się największym tegorocznym odkryciem z grona nietypowych gadżetów dla psów – przeżyła to, czego nie przeżyłby żadnej inny sprzęt. I choć parę razy miałam wielką ochotę wyrzucić jak w krzaki, a powstrzymywało mnie przekonanie o tym, że w górach się nie śmieci oraz błagalne spojrzenie mojego psa to sprawdziła się rewelacyjnie. Wymagała drobnych poprawek lakierniczych, ale wiedziałam, że każda inna by się po prostu rozpadła. Producent powinien zawrzeć w opisie produktu adnotację – testowana w warunkach górskich z wynikiem pozytywnym. To nie jedyne akcesorium dla psa na wyprawę w góry, które znalazłam w dobrym sklepie zoologicznym online przed samym wyjazdem i ukochałam sobie ponad wszystko. Składana miska, bidon dwufazowy na wodę, z możliwością odlania nadmiaru, buty ochronne dla psa z twardą podeszwą, maść na uszkodzenia opuszek łap i plandeka przeciwdeszczowa to absolutny wyprawowy must have.
Czego ze sobą nie mieliśmy? Wysokoenergetycznych przysmaków premium na kilogramy. Ta ilość, którą ze sobą zabrałam skończyła się dużo za wcześnie. I jeszcze czegoś – wsparcia drugiego człowieka. Tego zabrakło, bo w ulewie nie spotkaliśmy po drodze nikogo. Jednak następnym razem będzie już łatwiej. A przyczepka z pewnością pojedzie z nami.