Klocki zamiast psa, czyli jak blisko jest od dobra do zła
Znacie to?
„Gdy był mały, to znalazłem go w ogródku I wyglądał jak czterdzieści osiem smutków: Taki mały, taki chudy, nie miał domu ani budy, Więc, go wziąłem, przygarnąłem, no i jest.”
Pewnie, że znacie. Każdy zna. Przedszkolna piosenka, którą powtarzamy od pokoleń. Gdy już wydaje nam się, że zupełnie wypadła z głowy, przychodzi taka 4,5 letnia Zosia czy Marysia lub Jaś czy Staś nucąc pod nosem tych kilka wersów, na nowo budząc w nas dziecięce sentymenty. Nie będziemy rozpisywać się tu o gustach muzycznych, ani o tym, czy melodię tę zapominamy, bo o niczym innym nie marzymy, czy też dlatego, że nasza pamięć z wiekiem robi się coraz krótsza. Przypomniałam ją Wam, ponieważ przygarniając psa z ogródka, tego czy owego, robimy dla wspomnianego psa coś niewyobrażalnie dobrego. Dajemy mu dom. Prawdziwy. Pełen empatii, ciepła, zrozumienia, rodzącej się i trwającej od tej pory już na zawsze bezwarunkowej miłości. Tak być powinno.
Wiecie czemu o tym piszę…? Ponieważ zbliżają się Święta. A Święta to czas wielkich marzeń, równie wielkich pragnień, zawile tłumaczonych idei i po stokroć zbyt impulsywnych decyzji. To czas, gdy zamiast dobrej, poczciwej, wielce edukacyjnej i niezwykle kreatywnej paczki klocków, z głębokiej miłości do własnego dziecka, wielkiej potrzeby zadowolenia go oraz równie wielkiej bezmyślności (choć wierzcie mi, mam olbrzymią potrzebę użycia w tym miejscu zgoła innego określenia, czego nikt przy zdrowych zmysłach nie miałby prawa mi zarzucić) wybieramy szczenię. I choć bardzo się staram, nie pojmuję dlaczego. Parę pomysłów przychodzi mi do głowy, ale szczerze mówiąc wolałabym, by żaden z nich nie okazał się prawdą.
Do sedna sprawy – nie kupuj dla zabawy
Tak więc, zbliżają się Święta. Czas spełniania tych małych i tych większych, dziecięcych marzeń. Ale jednocześnie czas refleksji. Czas wielkich emocji i potrzeby dzielenia się miłością, ale również czas spoglądania w głąb siebie, samooceny, obietnicy poprawy. W związku z tym, bardzo Was wszystkich proszę, zastanówmy się dwa, a nawet i trzy razy, nim zrobimy coś tylko pozornie dobrego. Spełniajmy dziecięce, jak i własne marzenia nieco bardziej odpowiedzialnie. Nie krzywdźmy bezbronnych istot, nie będących w stanie przygotować się na naszą typowo ludzką chwiejność, zmienność, dwulicowość i bezwzględność, która niestety wychodzi wówczas, gdy dla czworonożnego maleństwa jest już za późno.
Nie przesadzaj, powiecie, to zbyt mocne słowa. Możliwe. Ale każdego roku, po Świętach Bożego Narodzenia, gdy odpoczywamy i w rozleniwieniu oczekujemy aż ułożą się nowo nabyte kilogramy na z uporem maniaka rzeźbionych całe lato bioderkach, w schroniskach zapełniają się boksy. I to nie dlatego, że interwencyjnie rozwiązywane są kolejne pseudohodowle, ale dlatego, że 4,5 letnia Zosia, Marysia, Jaś czy Staś z całego, dziecięcego, nieświadomego jeszcze serca zapragnął pieska. A rodzic, jak to rodzic, równie mocno zapragnął spełnić, mimo wszystkich za, a nawet przeciw marzenie swojego dziecka.
Nie kupuj, adoptuj – w tym czasie ma jeszcze większe znaczenie
Kupić szczeniaka jest łatwo. Znajdujemy ofertę nowego miotu wymarzonej rasy, jedziemy na miejsce, dogadujemy się z hodowcą i po krótkim czasie wracamy do auta z piszczącym, sikającym pod siebie z przerażenia maluchem. Adoptować – znacznie trudniej. Tu bowiem budzą się w nas wątpliwości. Dlaczego? Nie wiem i nie będę udawać, że jest inaczej. Ale tak właśnie jest. Zaczynamy się zastanawiać. Ze schroniska…? Taki stary? Taki włochaty? Taki smutny? Taki karłowaty? Chory? Brzydki? Po przejściach…? To ostatnie przeraża nas najbardziej. A dotyczy przecież każdego mieszkańca schroniska. Pies z azylu, przytułku, choć wolę określenie „z odzysku” budzi w nas mieszane uczucia. Wymaga bowiem… odpowiedzialności. Błędne myślenie zatacza krąg. To szczenię z hodowli, za grube tysiące, odpowiedzialności, zaangażowania i świadomości nie wymaga? A i owszem, wymagać - wymaga. Ale jego brzydka przeszłość nie kłuje nas w oczy, sumienie nie daj popalić w każdej chwili, gdy na niego spojrzymy. Szczenię jest na swój sposób nieskalane. Łatwiej je wybrać, kupić. I skrzywdzić.
Człowiek, co rozum swój ma, nie kupi w prezencie psa
Idą Święta, dlatego apeluję do Was wszystkich, rodziców, dziadków, wujków, ciotek, kuzynów, przyjaciół rodziny, najlepszych sąsiadów – wybierając prezent dla malca, który nie ma jeszcze pojęcia czego naprawdę pragnie, a tym bardziej co sam jest w stanie zaoferować – nie kupujcie psa. Z adopcji również lepiej zrezygnujcie. Pies z hodowli trafiający do schroniska jakoś to przeżyje, odbije się to trwale na jego psychice, ale jakoś przeżyje. Z kolei zmarnowany czworonóg z zimnego boksu, w którym zatliła się nadzieja na miłość, z wolna umiera ponowie przekraczając próg psiego azylu.
Nie zrozumcie mnie źle. Wielu z Was chce zrobić coś naprawdę dobrego. Uwierzcie mi jednak na słowo, Święta to zły czas na powiększanie rodziny. Potrzeba więcej spokoju, więcej rozwagi, świadomości i szczerości, zgodnego porozumienia samemu ze sobą. Dziecko w tej chwili pragnie psa, w kolejnej komputera, a jeszcze chwilę później zażąda promu kosmicznego na własność. To tylko dziecko, pełne miłości, ale i sprzeczności, wolne i beztroskie. Od trosk jesteśmy my – dorośli, od trosk i odpowiedzialności.
Co naprawdę możesz dać psu?
Kupując dziecku psa, tak naprawdę kupujemy go sobie, chyba, że nasze dziecko to jedyny w swoim rodzaju wyjątek od reguły (jednak wybaczcie mi, z całym szacunkiem dla Waszej pociechy – z całą pewnością nim nie jest). Czy zatem jesteśmy na niego gotowi? Czy mamy odpowiednie warunki, by żyło mu się dobrze? Czy mamy czas, który poświęcimy mu bez wahania, gdy zapragnie dłuższego spaceru, poczuje się zestresowany, samotny lub zwyczajnie, jego zdrowie zawiedzie? Czy mamy na tyle stabilną sytuację finansową, by ponosić stałe koszta jego utrzymania, jak każdego innego członka rodziny? Czy mamy dość wiedzy i dość chęci, by wiedzę tę rozszerzać, mając na uwadze dobro naszego przyszłego, czworonożnego towarzysza? Czy nasze życie prywatne, zawodowe, rodzinne oraz możliwości, w tym zdrowotne i finansowe pozwolą nam zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje?
Ależ tak!
Jeżeli zupełnie szczerze odpowiedzieliśmy TAK na większość tych pytań, możemy wrócić do tematu posiadania psa. Choć to i tak jedynie wierzchołek góry lodowej. Pojawiają się kolejne tematy – jaką rasa wybrać, jaka pełnowartościowa dieta będzie najlepsza, jak przygotować przestrzeń w domu, jak zapewnić psu bezpieczeństwo i dobrostan, jak odczytywać jego komunikaty, jak radzić sobie z jego problemami zdrowotnymi i emocjonalnymi, etc.
Jak głosi powiedzenie „nie od razu Rzym zbudowano” i wszystkiego można się nauczyć. Nie trzeba od razu wiedzieć jaką karmę dla psa kupić czy jakie legowisko wybrać. Rozbudowana oferta sklepów internetowych pozwoli nam bez wątpienia dokonać zakupu najlepszej wyprawki dla psa, przyszłego członka rodziny.
Jeżeli jednak analizując każdą z tych kwestii od A do Z natrafimy na zgrzyt, na wątpliwość, która wracając raz za razem zrodzi kolejne – powiedzmy sobie STOP. Nie róbmy czegoś, czego potem będziemy z wielu powodów żałować. Pies może i dopasuje się do naszego stylu życia, nawet jeśli miałby przez to cierpieć. Ale to my musimy chcieć dostosować się również do niego. Jeżeli nie jesteśmy na to gotowi, spasujmy. Może przyjdzie kiedyś lepszy moment. A póki co, nie martwmy się na zapas. Sklepy z kreatywnymi kompletami klocków maści wszelakiej wciąż pozostają otwarte. Warto skorzystać :)
Wesołych Świąt!
Z ich okazji życzę Wam, w imieniu własnym i wszystkich ludzi z ogromnym zamiłowaniem tworzących nasz sklep, byśmy byli bliżej dobra niż zła, w każdej z podejmowanych przez nas decyzji. Czasami po prostu lepiej „ofiarowanie domu” pozostawić tym, którzy są pewni, że będzie on na zawsze.